Wracam…

Opublikowano: 16 września 2024

Przez ostatni rok wiele naczytałam się o tym, że trzeba żyć w zgodzie ze sobą. Jaki jesteś dla siebie to świat, energia, oddaje Tobie to co sam dałeś z nawiązką. Energia jaką obdarzasz ludzi dookoła jest Ci zwracana w dwójnasób. Dobro odbija się i wraca do Ciebie, a zło wręcz przenika spowrotem w Twoje trzewia.

Próbowałam jogi, medytacji, terapii. Spotykałam się z różnymi ludżmi, od których najpierw oczekiwałam gotowych rozwiązań, potem podpowiedzi, na koniec jednak nie oczekiwałam już nic, bowiem dotarło wreszcie do mnie, iż najgorsze to oczekiwać cokolwiek od kogokolwiek poza sobą.

Bywały dni gdy nie miałam ochoty wyjść z łóżka, gdy kołdra naciągnięta na głowę była jedyną słuszną „przyjaciółką” (celowo umieścilam to cudowne słowo w cudzysłowie, ponieważ jakiś czas temu zostało ono zbeszczeszczone przez osoby, które były mi bliskie), przyklejony uśmiech towarzyszył mi przez wiele dni i tygodni. Nogi niosły mnie w wyznaczone miejsca, jakby były zaprogramowane na wykonywanie zadań życia codziennego. Byłam słaba, bardzo słaba, cała wiara w siebie, w bliskich w ludzi ……wyparowała.

Wychodzenie z domu było bardzo bolesne. Stanowiło przeszkodę nie do pokonania.

Dziś po prawie 2 latach wiele zmieniło się w moim życiu i otoczeniu. Może nie są to spektakularne osiągnięcia, ale cegiełka do cegiełki i może powstać pałac. 2 lata temu temu, nie lubiałam „siedzieć”, „przesiadywać” , „bywać” w swoim domu. Oczywiście nie mam tu na myśli budynku, ba wręcz muszę napisać, iż wszystko co materialne w środku, zostało dopieszczone każdym drobiazgiem, elementem, „przegłaskane” kolorem i teksturą. Tak by wszystko było spójne, pasowało do siebie. Nie lubiłam atmosfery w domu – czułam, że muszę wypełniać tylko obowiązki. Głowa dyktowała jedno, a serce chciało się wyrwać i robić drugie.

Chciałam by w domu było”ciepło” i „pełno” … ale ja w środku byłam pusta.

Dziś kocham ten dom za wszystko. Doceniam to jak wygląda w środku. Widzę różnice w odcieniach kolorów na ścianie. Potrafię pić kawę z ulubionych filiżanek i czerpać przyjemność z spożywaniu porannych posiłków wraz z moją najbliższą rodziną przy kuchennym dębowym stole. I choć jesteśmy dziś właśnie jak ten stół, pokiereszowani, pełni zadrapań, nienaoliwieni to ciągle stabilnie stoimy na nogach.

JESTEŚMY RODZINĄ. To co wiem i jestem tego pewna to RODZINA. Ona nie jest ważna. Rodzina jest NAJWAŻNIEJSZA.

Wczoraj wkroczyłam w nowy 2024 r., może nie tanecznym krokiem, ale z moją RODZINĄ i Moimi najbliższymi, którzy SĄ ze mną, dla mnie, a ja jestem dla NICH.